2012 04 04-szuladzinski.flv

2012 04 04-szuladzinski.flv

2012 04 04-szuladzinski.flv
Rozmiar 107,0 MB
Ustaleniom rosyjskiego MAK i komisji Jerzego Millera dr inż. Grzegorz Szuladziński z Australii przeciwstawia wyniki swoich badań.
Szuladziński prowadzi w Northbridge w pobliżu Sydney od 1980 r. firmę Analytical Service zajmującą się analizami procesów zniszczeń i rozpadu konstrukcji, symulacją wyburzeń i wybuchów. Wśród klientów ma największych inwestorów branży budowlanej, transportu, energetyki w USA i Australii, a także instytucje wojskowe. Raport przygotowany dla zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej jest 456. projektem pod kierunkiem polskiego inżyniera.
Po prezentacji wniosków Szuladzińskiego w Sejmie zapadła cisza. Jeżeli hipotezy Analytical Service potwierdzą się, wszystko, co dotąd napisano oficjalnie na temat przyczyn katastrofy, można wyrzucić do kosza. Zdaje sobie z tego sprawę przewodniczący zespołu poseł Antoni Macierewicz. - Jesteśmy w sytuacji zupełnie ekstraordynaryjnej. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z wagi tego, co usłyszeliśmy. To, co napisano w raportach MAK i komisji Millera, nie jest prawdą. Trzeba analizy tych zespołów napisać od nowa - powiedział w trakcie dyskusji po prezentacji Szuladzińskiego.
Gość z Australii, łączący się z Sejmem za pośrednictwem systemów telekomunikacyjnych, rozpoczął od uwag na temat konstrukcji Tu-154M. Skrzydła lewe i prawe nie są oddzielnymi częściami, ale tak naprawdę jedną konstrukcją krzyżującą się z kadłubem, tworzącą tzw. centropłat. Środek centropłatu to jeden z najbardziej wytrzymałych elementów samolotu. Zazwyczaj podczas katastrof ulega on najmniejszym zniszczeniom. W Smoleńsku było inaczej. Szuladziński zwraca uwagę na wyjątkowe rozległe zniszczenia i rozrzut części samolotu na dużym obszarze. Opierając się na znanej z zapisów rejestratorów trajektorii lotu i charakterze zniszczeń utrwalonym na dostępnych fotografiach, zaproponował wyjaśnienie sekwencji wydarzeń przed ostatecznym rozpadem maszyny.

Według Szuladzińskiego, należy całkowicie odrzucić wersję, według której:

1 Lądujący samolot uderza w ziemię, nawet podczas półbeczki. Wówczas powinien pozostać w całości zarówno kadłub, jak i skrzydła, a szczególnie część środkowa, nie wykluczając oczywiście ich poważnych uszkodzeń, rozdarć, pognieceń itp. Tymczasem mamy do czynienia z "totalnym rozpadem". - Mechaniczne uderzenie po częściowym wyhamowaniu przez drzewa i grunt nie powinno spowodować aż takiej dezintegracji konstrukcji - twierdzi Szuladziński.

2 Wszyscy giną. W podobnej katastrofie Airbusa A320 w 1988 r. samolot ląduje w lesie, kosi drzewa, jest wybuch i pożar. Spośród 136 osób na pokładzie giną trzy. Według inżyniera, setki drobnych szczątków to po prostu odłamki. A gdzie są odłamki, musi być i wybuch. Na zdjęciach z miejsca katastrofy dostrzegł też niewytłumaczalne wygięcia czy wręcz "wywinięcia" blachy konstrukcji samolotu. Jest to niezgodne ze znaną doświadczeniu i nauce mechaniką zniszczenia konstrukcji w wyniku zderzenia z przeszkodą, natomiast występuje w wyniku eksplozji z wewnątrz. Niektóre zdjęcia wskazują, jakby coś wręcz "wydmuchało wnętrze kadłuba". Na wybuch ma wskazywać też charakter pożaru, który objął tylko nieliczne części, oraz zarejestrowane nagłe przyśpies
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • efriends.pev.pl